— To już rzecz prewie ułożona — rzekła, kładąc rękę na ramieniu brata.
— Ułożona?
— Dowiedziałam się o tem wypadkowo i pomimowoli. Było to w jakieś święto, o szarej godzinie. Usiadłam w zielonym pokoju na fotelu i zadumałam się... Myślałam o tobie, bo akurat tego dnia rano list z poczty przywieźli. Z zadumy zbudził mnie szelest sukni i czyjeś kroki. Właśnie ojciec wszedł z mamą. Mówili o mnie. Mama dowodziła, że trzeba wyjechać na karnawał do Warszawy i wydać mnie za mąż, za jakiego przemysłowca, bo, jak wiesz, mama z tej właśnie sfery pochodzi i ma dla niej wielką sympatye.
— A ojciec?..
— Odpowiedział, że nie ma nic przeciwko temu, ale zarazem dodał, że będzie na to dość czasu za dwa lata. Ponieważ od chwili owej rozmowy upłynęło już pół roku, przeto, znając punktualność naszego domu, mogę być pewną, że za półtora roku zostanę panią fabrykantową...
— Ciekawym, jakie jest też twoje zdanie o tych zamiarach?..
— Nikt mnie o to nie pytał, i przypuszczam, że pytać nie będzie. Zresztą, wszak to jeszcze półtora roku.
— Przecież w takim wypadku twoja wola będzie decydującą.
— To wielka kwestya... Kto tu u nas ma wolę, prócz ojca?..
— Przesadzasz, Irenko; jestem prawie pewien...
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/35
Ta strona została skorygowana.