Po śniadaniu, z gotowym projektem kontraktu, ojciec z synem pojechali do regenta, a w kilka dni później Janio osiadł jako dzierżawca w Majdanie.
Pan Sylwester nie szczędził mu rad i uwag, jak ma postępować, które roboty najpierw rozpocząć i w ogóle jak się brać do rzeczy.
— Pamiętaj panie synu — mówił — że Majdan to generalna próba twych zdolności, energii i pracy. Popisz się i to miej na uwadze, że z Majdanu prowadzi droga do Piotrowic. Kto wie, jestem już niemłody, gdy siły utracę, zechcę spoczynku... jeżeli, nota bene, znajdę odpowiedniego zastępcę. Pamiętaj o tem.
Do kilku tysięcy, jakie Janiowi dał p. Sylwester, matka dodała drugie tyle; zakupiono inwentarz, przyjęto służbę, wszystko w mig poszło. Irenka zamieniła chatkę po gajowych na wcale znośne, a nawet miłe mieszkanko, a nowomianowana gospodyni Michałowa, objęła rządy kuchni. Miał chłopiec roboty co niemiara, a wziął się do niej gorliwie, z zapałem, po swojemu. Ojciec rzadko kiedy go odwiedzał, ale miewał najdokładniejsze relacye, co się na Majdanie dzieje.
Jesień w owym roku była bardzo długa i łagodna, prawie do Bożego Narodzenia można było orać. Janio korzystał z pogody i całą forsą brał się do karczowania. Zgodził kilkudziesięciu ludzi do tej roboty i nie szczędząc nakładu, wydobył spory kawał nowiny, po której mógł się doskonałych rezultatów spodziewać. Nie wyjeżdżał nigdzie, nie ruszał się z Majdanu, chyba w święto do Piotrowic na obiad, na krótką pogawędkę z Irenką. Wyzyskiwał czas
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/63
Ta strona została skorygowana.