— Nie możesz chyba narzekać; porosłeś tu już nieźle.
— Aj, aj! niech moje wrogi to nie mają, co ja mam; więcej ludzkiego gadania, niż prawdy...
— Zawsze...
— Nie mogę powiedzieć, że nic nie jest; ale to co jest, to wcale niewielki majątek...
— Chciałeś jednak kupić Zawadki.
— Wielmożny pan nie może mi tego darować!
— Co prawda, nie było to bardzo pięknie z twej strony.
— Aj, aj, pięknie! U państwa wszystko potrzebuje być pięknie, u nas nie patrzą na pięknie, tylko na interes. Co ja miałem robić? Chciałem swoje ratować; chciałem też coś zyskać. Dla czego nie miałbym chcieć? kto nie chce zysku? Nie kupiłbym ja, to kupiłby inny, a tymczasem nikt nie kupił. Nikt nie kupił, a pan się gniewa...
— Kto ci powiedział?
— Ja widzę. Mnie nie trzeba dużo powiedzieć, ja wiem. Że ja chciałem kupić, ja się nie zapieram, że chciałem, ale gdybym nawet kupił, to dla wielmożnego pana też nie byłoby źle...
— No... tego już nierozumiem...
— Może ja byłbym panu Zawadki w dzierżawę oddał, a miałem taki zamiar...
— Kłamiesz, kochany Wigdorku, boś zamyślał zupełnie co innego.
— Zkąd pan może wiedzieć co ja myślałem?
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/75
Ta strona została skorygowana.