— Przepraszam, chciałem zapytać wielmożnego pana o jeden interes.
— Słucham.
— Między naszymi żydkami jest gadanie, że wielmożny pan dostał jakąś sukcesyę.
— Być może.
— Oni powiadają, że nawet dość duża ta sukcesya jest.
— I to być może...
— Ale mnie się zdaje, że to nieprawda.
— Także być może.
— Wszystko być może, być może! Dlaczego wielmożny pan nie chce powiedzieć jak jest?
— A co ci mój Wigdorku do tego?
— Cieszyłbym się, na moje sumienie, jabym się cieszył!
— Więc się ciesz.
— A jeżeli to nieprawda?
— To się jeszcze bardziej ucieszysz. Tak czy owak, zawsze będziesz miał powód do radości...
— Pan dobrodziej dziś nie ma ochoty do gadania. Przyjdę kiedy indziej, a jeżeli będzie co potrzeba, niech pan po mnie przyśle. Z tą karczmą wartoby skończyć.
— Jeszcze czas.
— Aj, to prawda teraz jest czas... ale on bardzo nieładny!
Karpowicz śmiał się w duchu z tych zabiegów Wigdora, a rozumiejąc doskonale ich cel, nie zdradził ani je-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/77
Ta strona została skorygowana.