czasu do czasu słówko jakieś wtrącił, radę dał i na takiej rozmowie zeszła godzina.
Ojciec nie miał powodu być niezadowolonym z syna, przeciwnie, cieszyć się raczej mógł z jego pracowitości i zabiegłości. Byłby może nawet uściskał Jania, gdyby nie owa fatalna pogłoska. Chciał koniecznie wybadać, o ile w niej było prawdy, wybadać ubocznie, nie zapytując wprost. W tym celu przeglądał księgi rachunkowe, sądząc, że w nich znajdzie wskazówkę. W księgach oprócz wydatków na gospodarstwo i bardzo skromne potrzeby domowe, nie figurowało nic. Trzeba było inną drogą szukać prawdy.
— Słuchaj-no panie synu — zapytał — a jakże z finansami?
— Dobrze, proszę ojca.
— Zupełnie dobrze?
— Tak.
— Wystarczy ci na roboty wiosenne?
— Wystarczy.
— A jakże będzie z czynszem? z podatkami?
— Zapłacę w terminie. Dla czego ojciec o to pyta?
— Bo gdybyś czynszu w swoim czasie nie oddał, to musiałbym z tobą postąpić jak z niewypłacalnym dłużnikiem, co, jak się zapewne domyślasz, nie zrobiłoby mi szczególnej przyjemności.
— Niech ojciec będzie spokojny.
Wobec tego zapewnienia, p. Sylwester zwątpił o prawdziwości pogłoski i odjechał do pewnego stopnia uspokojony.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/83
Ta strona została skorygowana.