wycinkach leśnych, jak kolonista, niech wydziera pnie, ziemię ze stanu dzikości do kultury przyprowadza.
Tak się też stało. Majdan może być szkołą dla Jania, próbą jego rzutności, samodzielności i pracy. Janio wywiązywał się z próby dobrze, ku zadowoleniu ojca, który nic mu nie mógł zarzucić, oprócz wycieczek do Karpowiczów.
Pan Sylwester wiedział doskonale, dokąd syn jeździ, domyślał się przyczyny tych wizyt i przeczuwał, że mogą one małżeństwem się zakończyć.
Tego p. Załuczyński wcale sobie nie życzył, miał albowiem plany własne, ułożone od dość dawna. W sąsiedztwie kandydatki na synowę nie upatrywał, pomimo, że były w blizkości domy zamożne, a w nich panny na wydaniu. Widokom p. Sylwestra ani domy te, ani panny wcale nie odpowiadały.
Niejedna z nich miała majątek i znaczny, ale nie była wychowana tak, jakby p. Załuczyński sobie życzył. Owe domy prowadzone były kosztownie, po pańsku, łatwo więc przewidzieć, że i panny z nich, za mąż wyszedłszy, nie chciałyby trybu życia zmieniać. Marzyłyby o strojach, zabawach, życiu towarzyskiem, licznej służbie, przepędzaniu zimy w mieście, wycieczkach za granicę, a takie upodobania widokom właściciela Piotrowic, jego ideałom, przekonaniom, zasadom, bynajmniej nie odpowiadały.
— Mój syn nie potrzebuje pani — mówił sam do siebie — lecz żony; kobiety, któraby wniosła mu odpowiedni do jego majątku kapitał, odpowiednią zdolność do pracy, a przytem umiejętność rachowania, oszczędność. Małżeń-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/91
Ta strona została skorygowana.