żeście mi przestęp drogi zrobili, do kryminału wsadzę was, że Bożego światu nie będzieta oglądać. Ja i waszego dziedzica i rządcę skarżyć będę za napaść, za kalumnie. Sam dziedzic stodołę podpalił, żeby fajerkasą dobrą dostać, a tera na mnie! Nie bojta się, znam ja te sztuki, oni wszystkie takie; sami tysiące za ogień biorą, a biednego człowieka w kajdany pakują. Puśćta mnie szelmy! łajdaki, złodzieje! Ja sam wiem gdzie sąd, obaczymy jak wasz pan dziedzic potańcuje; sam podpalił z rządcą, na swoje oczy widziałem, świadki mam na to.
Żarski na Mirkowicza spojrzał znacząco.
— Może pan każe przyprowadzić go tutaj? — zapytał Wiktora.
— Może go sąsiad zechcesz wybadać? — wtrącił Mirkowicz.
— Ha, łotr! a zawsze ci mówiłam, Wiktorze — odezwała się ciotka — zawsze mówiłam ci, nie chciałeś mnie słuchać...
Kaliciński także głos zabrał.
— Kombinując to wszystko — rzekł — aczkolwiek jestem aż nadto przekonany moralnie, że ten łotr szczeka jak pies, jednak obawiam się, że kochanego sąsiąda dobrodzieja mogą włóczyć po sądach.
— Mnie? — zawołał zdumiony Wiktor.
— Właśnie — i to jest najprzykrzejsze.
— E nie — wtrącił Mirkowicz — o to nie ma obawy; mamy poszlaki, które wobec sądu będą tak przekonywające, że wystarczą za dowód, jestem pewny,
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.