rodzina, mająca do odnajęcia pokój ze wspólnem wejściem?
— Nijakiej ja tu rodziny nie znam — odrzekł zbieracz dziesiątek z namysłem — jeno na drugiem piętrze mieszka pani Szwalbergowa i chce jeden pokój odnająć.
— Prowadźcie mnie do niej.
— Po co? dyć pan i sam dobrze trafi; prawa oficyna, osiemnasty numer, nawet widzi mi się, że tam je napisane coś na drzwiach.
Pobiegłem, o ile na to pozwalały wąskie i brudne schody. Na drugiem piętrze, na drzwiach oznaczonych n-rem 18-ym, była przybita blaszka z napisem „Ewelina v. Szwalberg.“
Zadzwoniłem nieśmiało.
— Zaraz — odezwał się jakiś opryskliwy głos — proszę poczekać!
Jednocześnie usłyszałem szurgot przesuwanych stołków, czy też innych gratów. Po kilku minutach oczekiwania, zamorusana służąca otworzyła mi drzwi. Przedpokój był ciemny; przez półotwarte drzwi na prawo widać było wnętrze kuchni, z ogromną balią na środku. Wprost wchodziło się do saloniku, a drzwi z lewej strony były zamknięte.
Na progu saloniku powitała mnie dama okazałej tuszy, w stroju, który był pół szlafrokiem, pół suknią.
— Co pan sobie życzy? — spytała.
— Pani szanowna ma do wynajęcia pokoik?
Dama zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów i rzekła:
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.