— Pani Olimpia nie jest szczęśliwa?...
— Ktoby był szczęśliwy z takim, za pozwoleniem, łotrem!!! Wyobraź pan sobie skąpstwo, zazdrość i nadużycie trunków, zapakowane razem w jeden wielki tłomok — a będziesz miał obraz mego zięcia... Olimpcia nie mogła wytrzymać i uciekła do mnie z czworgiem dzieci. Są teraz na spacerze, aniołki... Złote dzieci, poznasz je pan... Olimpcia robi teraz kroki...
— Jakto?
— Kroki, wyraźnie powiadam przecie, że robi kroki rozwodowe. Jakież ma robić, biedaczka? Pomaga jej w tem jeden pan, który jest adwokatem. Poznasz go pan, bardzo przyjemny młody człowiek, nazywa się Klekotowicz... Wiem nawet zkądinąd, że ma widoki na Olimpcię, ale naturalnie przed rozwodem nic nie mówi... Boi się mnie i ma racyę. Niechby spróbował! A proszę pana, Pelcia to jest moja druga córka. Poznasz ją pan... Anioł dobroci... Chodzi na naukę muzyki... artystka skończona... Miała mnóstwo konkurentów, trudno się było opędzić... Ja sama namawiałam... Mówiłam, proszę pana, idź Pelciu, idź już raz duszko... bo byli ludzie z pozycyą, ale ona nie chciała. Czekać będę, powiada, aż moje serce uderzy... Istny anioł! i oto, wyobraź pan sobie, czeka dotąd. Poznasz ją pan... Zawsze mówi, że jak kogo pokocha, to powiadam panu strasznie i nie będzie zważała na nic! Duża pensya, mała pensya, to jej wszystko jedno. Zupełnie tak jak ja. Ja mego męża wzięłam poprostu w jednym, za pozwoleniem, tużurku, ale, ja go kochałam, Boże, jak ja go kochałam!!!
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.