i wzdychając poszedł ku wsi, a młody marzyciel pogrążył się w myślach... i w duchu przyznawał zupełną słuszność temu prostemu, nieokrzesanemu człowiekowi, który po swojemu dobroć od sprawiedliwości rozróżniał.
— Tak, tak, mówił sam do siebie Wiktor, ten chłop ma słuszność i Żarski ma słuszność — w tym stosunku dobroć złe skutki przynosi, sprawiedliwym raczej być trzeba. Byle mi zdrowie wróciło, system zmienię, na nowo pracę rozpocznę, byle do celu dojść, a dojdę, bo ludzie są dobrzy, tylko trzeba umieć postępować z nimi... Tak, umieć trzeba, a chcąc umieć — należy uczyć się, doświadczenie zdobywać.
Dumał tak i rozmyślał, dopóki Julcia nie przyszła, aby ostrzedz, że czas na takie posiedzenie dozwolony upłynął... Posłuszny jak dziecko, powrócił do pokoju, prosił siostry, żeby mu jaki poemat przeczytała, lub żeby zagrała na fortepianie.
Sam czytać nie mógł. Męczyło go to.
Zwykle dwa razy tygodniowo Mirkowicz z córką do Kalinówki przyjeżdżał i to były najpiękniejsze dni gasnącego życia Wiktora.
Wanda, aczkolwiek przeczuwała może grożącą katastrofę, nie dała jednak niczem poznać po sobie, jakie obawy ją dręczą.
W obec narzeczonego była zawsze uśmiechnięta i wesoła — prowadziła z nim ożywioną rozmowę. Mirkowicz patrząc na to, zamyślał się smutnie i nieraz łzę ukradkiem ocierał. Przyzwyczaił się on już do młodego marzyciela i pokochał go nawet... Niewątpił, że gdyby było można zdrowie mu powrócić, to kraj zyskałby
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.