czości ze strony młodzieży, jej egoizm i karygodne zamiłowanie w knajpiarskiem życiu...
Pelcia pomizerniała, unikała rozmowy ze mną... i miała ciągle na ustach jakiś kwaśny grymasik, najwyraźniej do mnie adresowany.
Nadomiar nieszczęścia, przyjechali moi krewni z prowincyi, krórym musiałem ciągle assystować i chodzić z nimi do teatru.
Naturalnie, przychodziłem do domu dość późno, starając się jednak robić jak najmniej hałasu... Przepłacałem Katarzynę, żeby mi otwierała jak najciszej, ale to niewiele pomagało; moja gospodyni miała dziwnie lekki sen... Trzeciego dnia, a raczej trzeciej nocy, Katarzyna spała bardzo twardo i z konieczności musiałem mocniej zadzwonić...
Otworzyła mi sama pani Szwalbergowa.
Nigdy w życiu nie zapomnę tej chwili...
Na twarzy zacnej damy, malowała się szczególna powaga. Było coś uroczystego w jej postaci. Ubrana w czerwoną flanelową spódnicę, w olbrzymim białym czepcu na głowie, na ramionach miała zarzuconą wielką kapę zieloną w złote palmy, w ręku trzymała ogromną lampę. W tym kostyumie wyglądała ona istotnie, jak Dalaj Lama Tybetu w stroju najbardziej uroczystym.
Bąknąłem dobry wieczór i kilka wyrazów przeproszenia, gdyż onieśmielony byłem jej wspaniałością.
Odpowiedziała mi na to, że kto trzyma w domu ludzi podejrzanej konduity, musi się narażać na najgorsze następstwa. Dodała przytem, że nie mogła dotąd
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.