słany został pod moim adresem i że od tej chwili będę znany w rodzinie Szwalbergów pod nowym pseudonimem.
Westchnąłem. Do wygód pokoju przy zacnej rodzinie ze wspólnem wejściem, przybył mi jeszcze i tytuł.
Słyszałem, jak pani Szwalbergowa mówiła, że to się tak skończyć nie może, że trzeba aby adwokat Klekotowicz i maszynista pan Jan rozmówili się ze mną na seryo i energicznie. Klekotowicza nie bardzo się lękałem. Byłem pewny, że ten kauzyperda, nawet na prośby Olimpci, nie wyjdzie z roli pokątnego doradcy i co najwyżej wytoczy mi proces o jakie niebywałe straty i szkody — ale maszynista budził we mnie niejakie obawy.
Chłop jak lew, gburowaty i trochę awanturnik, miał pięście wielkie, żylaste, twarde, które w danym razie mogłyby wywrzeć ciśnienie co najmniej pięciu atmosfer na grzbiet bliźniego. Jeżeli takiemi argumentami zechce wzbudzać we mnie gwałtowną miłość dla Pelci, to będę pięknie wyglądał! W najlepszym razie, Pelcia mogłaby dostać mnie pod dożywotnią władzę z nadłamanemi żebrami.
Ostatecznie, gdyby mnie wyzwali na pojedynek — stanąłbym... Cóż robić, raz kozie śmierć, ale narażać się na awantury, człowiekowi spokojnemu... to nie arcy przyjemna perspektywa!!
Długo zastanawiałem się nad położeniem, które zaczynało być tragiczne i szukałem drogi wyjścia... Po
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.