Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

bergowa płacze i zaklina mnie, żebym ci wszystkie kości połamał.
— I byłbyś pan to zrobił?...
— W pierwszej chwili może... bo jakoś kobiecie nie wypada takiej małej grzeczności odmówić, ale później myślę sobie: za co? alboż mało głupich na świecie, nie będzie ten, to będzie drugi. Zresztą miałem do pana słabość. Choćbyś nawet i zawracał Pelci głowę, to przecież nie zbrodnia. Na całym świecie młodzi chłopcy to robią, a młode dziewczyny to lubią. Taki jest rozkład pociągów życia ludzkiego. Powiedziałem sobie tedy, że ani cię szukać nie będę, ani żeber łamać nie myślę, boś jest kolega i dzielny chłop, chociaż niepokaźny... Klekotowicz dogadywał, alem mu powiedział, żeby się w nieswoje rzeczy nie wdawał, bo może wyjść na tem jak Zabłocki na mydle. Uciekł. No — wstąpmy tedy na buteleczkę. Mam czas i wypić i wyspać się. Jutro dopiero w południe jadę siedemnastym numerem, a przez ten czas można Bóg wie co zjeść i wypić.
Weszliśmy.
Kazałem dać butelkę, przy której panu Janowi język się jeszcze bardziej rozwiązał. Opowiadał o swoich kłopotach, przeklinał wydział ruchu oddzielnie, wydział mechaniczny oddzielnie, a cały zarząd kolei razem. Opowiadał jak mu milowe obcinają, jak trudno jest oszczędzić co na węglach, wynurzał się z żalami, że dziś tylko protekcya coś znaczy i że szczerą pracą nikt do niczego nie dojdzie... Zwyczajnie, jak kolejarz, mówił o tem, co mu najbardziej dolegało.