w Szwajcaryi, kapitały na rzecz akademii i na cele oświaty.“
— A to szanowny człowiek ten stryjaszek, cioteczko, wracam mu moją sympatyę, a jutro pomodlę się serdecznie za spokój jego zacnej duszy. O! teraz przekonywam się, że to nie był dziwak, moja ciociu.
— Jezus Marya! doprawdy, że wam wszystkim poprzewracało się w głowach. Zapisać taki majątek jakiejś akademii, mając biednych krewnych, to zacność! to u was nazywa się szlachetność! Koniec świata! koniec świata, zaiste. Niechby wreszcie, kiedy już tak pragnął zrobić prezent jakiemuś muzeum, ofiarował mu te wszystkie potłuczone skorupy i butwiejące szpargały, ale pieniądze! doprawdy, to głupstwo, że gorzej nie nazwę...
To mówiąc, ciotka rzuciła „Kuryera“ na ziemię i zerwawszy się z kanapy, zaczęła szybko chodzić po pokoju.
Julcia podniosła zmięte pismo i odszukawszy wiadomość o śmierci nieznanego stryjaszka, zaczęła czytać uważnie.
— Cioteczko — rzekła z uśmiechem — powtórnie muszę zwrócić honor temu stryjaszkowi; tu jest albowiem wydrukowane wyraźnie, że poczynił także zapisy na rzecz krewnych.
— Piękne mi zapisy! jakieś głupie resztki zapewne. U niego pierwsza była jakaś tam akademia, aniżeli bracia i siostry. Rodzonych nie miał wprawdzie, ale stryjeczni! Pomyśl sama: w Warszawie bieda
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.