— Tem bardziej, tem bardziej. Ja wiem, że cioteczka jest zawołana gospodyni; więc też oddam jej pod komendę wszystkie krowy, będzie ciocia wyrabiała sławne na całą Europę, a może i na Amerykę nawet, masło i sery, będzie ciocia smarzyła arcydzieła komfitur i tym podobne osobliwości. O, proszę się nie wymawiać; wiem ja dobrze, że tak znakomitej gospodyni jak ciocia w świecie poszukać! Nieprawdaż Julciu?
— Ależ naturalnie.
Ciotka nie obojętna na pochwałę — rzekła z uśmiechem:
— Z tego coś powiedział, mój Wiktorze, widzę, że nie pójdziesz za radą mecenasa...
— Niech się ciocia nie dziwi. Przez całe życie było mi duszno i ciasno. Młodość moja upłynęła wśród murów szkolnych, a później przy męczącej pracy biurowej, teraz więc, gdy mi się nadarza tak niespodziewana sposobność, chciałbym odetchnąć pełną piersią, zaczerpnąć aromatycznego powietrza, które mi tylko z poematów jest znane.
— Pamiętasz, Wiktorze, jak mówiłeś: gdybym był bogatym....
— Jakto czy pamiętam? Cóż za pytanie! Istotnie los, a raczej stryj, którego nie znałem zupełnie, nie mógł mnie piękniejszym uszczęśliwić podarkiem.
— Rzeczywiście folwark prześliczny — wtrąciła ciotka.
— Cóż tam folwark! to rzecz podrzędna; ale stanowisko!
— Chłopstwo...
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.