mieszka. Na jesieni szczególniej, bardzo tu przyjemnie, zwłaszcza z chartami...
— Nie jestem ja wielkim amatorem myślistwa.
— A tak, tak; w gruncie rzeczy nie ma się czem zachwycać, ja sam nie lubię chodzić z wyżłem po błotach, ani też stać na stanowisku w lesie, ale z chartami, panie, to co innego, to powiedziałbym jest rozrywka rycerska!
— Z jakiego względu?
— No, widzi pan, polowanie ze strzelbą opiera się na podstępie, tu zaś jest walka: zającowi, czy lisowi, pozostawia się możność ucieczki; jeżeli mu się życie nie uprzykrzyło, niech zmyka.
— Ale też i człowiek przy takiej zabawce może kark skręcić — wtrąciła ciotka — właśnie przed laty dwudziestu, jeden z moich kuzynów przypłacił życiem polowanie z chartami, spadł z konia i zabił się...
— Proszę pani dobrodziejki, nie każdy spada, ja oto naprzykład, tyle lat poluję i nie miałem dotąd wypadku. Prawda też, że i mój Zefir jest bardzo pewny w nogach...
— Cóż to za Zefir?
— To ten właśnie konik, na którym przyjechałem tu do państwa.
— Ten ogromny?
— Gdzież on ogromny, tak sobie średniej miary, jak dla mnie. Muszę mieć takiego, gdyż na kucyku wyglądałbym nie bardzo apropo. Na wiosnę Adaś Marcinkowski dawał mi na Zefira trzysta rubli, jak jeden grosz, ale nie chciałem. Już mam takie dziwne
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.