Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/107

Ta strona została uwierzytelniona.

słonko przygrzewać poczęło, zaroiło się w wiosce jak w mrowisku. Z sochami, z gnojem, z bronami ruszył naród w pole, na kawałek chleba pracować.
Bąkówna, za wdowca poszedłszy, ujawniła duże dyplomatyczne zdolności.
Co tydzień regularnie sama sierotki myła i czesała, a od czasu do czasu, przy święcie, prowadzała je na cmentarz, aby pacierz na grobie matki zmówiły. Filip widział to, nie mówił nic, ale czuł dla żony wdzięczność wielką, i ani wiedział, jak i kiedy wpływom jej się poddawał; a że baba była pracowita, obrotna, porządna, więc z czasem nic bez jej woli nie przedsięwziął!
Czyż dużo potrzeba aby chłopa zawojować? Nietylko w Biednowoli, ale wszędzie podobno, zręczna kobieta potrafi tej sztuki dokazać!

VII.

Jest noc.
Biednowola całkiem utonęła w ciemnościach. Niemasz na niebie ani srebrnej tarczy księżyca, ani gwiazd mrugających figlarnie. Ukryły się one po za ciężkiemi chmurami.
Drobny, zimny deszczyk, pada już od dwóch dni ciągle, bezustanku; psa nawet trudno na dwór wygonić.
Wszędzie ciemno, ani w jednej chacie światła nie widać, tylko w oknie karczmy migoce blask jakiś, czerwony, jakby od płomyka dogasającej łojówki.
Zapewne Mendel, czytając księgę nabożną usnął, a świeczka migotała wytrwale nad szeregami liter hebrajskich i nad aksamitną czapką pokrywającą głowę uczonego męża.
Istotnie, sam Mendel opowiadał nazajutrz, że o Bożym świecie nie wiedział, że zmęczony całodzienną pracą, szukał odetchnienia w nabożnem czytaniu, że go przy tej czynności