Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/117

Ta strona została uwierzytelniona.

brzegu — mnie nic, jeno sołtysowej lantarni szkoda. Musiałem ją puścić, a piękny statek.
— Aby skoroś ty wylazł, to z lantarnią później — rzekł sołtys.
— Gdzieś ty wpadł?
— W dół jakiś — rzekł Jasiek, na brzeg wychodząc — Ociec krzyceli na prawo, a na wodzie bałamutno przy świetle, ja się bojałem na prawo, bo wiem że tam dół, ale ociec znów krzyknęli na prawo! Ja się zlękłem, myślę że i prawda. Stąpiłem na prawo i zara ze łbem, a lantarnia zgasła. Woda mnie pchnęła, wypłynąłem. Płynę, słyszę matula krzycą, a ja mam pełną gębę wody. Dopierom wyplunął i odezwałem się, ale lantarnia przepadła, a mnie zęby dzwonią, jakbym frybrę miał.
— Chodź że, chodź Jasiu, do chałupy, chodź, ogień się pali, ogrzej się, mówiła matka: zara ci obleczenie jensze dam.
— Bajki matulu, aby obleczenie suche...
— Słuchajcie no Tomaszu — rzekł sołtys — może macie kapkę wódki w chałupie, to chłopcu dajcie, żeby go, na to mówiący, we frybrę nie wrzuciło, a mnie za lantarnię będziecie winni złoty i groszy sześć. Według woli waszej i ochoty, albo mi pieniędzami oddacie, albo mi dycht taką lantarnię na jarmarku kupicie.
— Oddam wam, oddam.
— Żeby się był, na to mówiący, wasz Jaśko utopił, tobym się o lantarnię nie dopominał, ale skoro z łaski Boga miłosiernego chłopakowi nic, to i mnie porządnego statku szkoda — a po prawdzie nie tak szkoda jak niewygoda, bo ja w nocy, przez lantarni ślepy, a przy moim urzędzie nieraz trza wstać choćby i o północku.
— Kupię ja wam jeszcze porządniejszą lantarnię i choćby i dwie nawet, jeno ratujcie, mój sąsiedzie, żeby ja swoje koniska mógł znaleść.