Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/130

Ta strona została uwierzytelniona.

prawda, panie profesorze, że lepiej jest gustować w kwiatach, niżli w kancelistach? Powiedz pan sam?
Pedagog wyrażał się zawsze bardzo ostrożnie, i tym razem więc, nie chcąc powiedzieć za wiele, cedził wyrazy z rozmysłem, powoli.
— Właściwie, proszę pani, jeżeli mam wypowiedzieć moje zdanie, to sądziłbym, że natura, albo raczej przyrodzenie, to jest, ściśle biorąc, świat roślinny, daje nam niekiedy niejakie przyjemności. Jest podobno u Plinjusza młodszego...
— Niejakie przyjemności! syknęła cnotliwa dama, rzucając zabijające spojrzenie w stronę kancelaryi gminnej. Niejakie przyjemności! Zapewne, wycieczki do lasu w miłem towarzystwie, bujanie się w czółenku, także w miłem towarzystwie... Czy to pan chciałeś powiedzieć?
— Właściwie, to jest... jeżeli się dokładnie wyrażam, chciałem powiedzieć, że sam świat roślinny, tak zwana Flora...
Pani sekretarzowa w ręce klasnęła.
— Brawo, panie Filipie, brawo! Nie mogłeś pan wynaleźć lepszej nazwy dla tej damy gminnej! piękna Flora! Istotnie, natura nie poskąpiła jej wdzięków, a na to już żadne gorsety, ani żelazne brykle nie pomogą. Zresztą, wiadoma rzecz, że otyłość z wiekiem przychodzi... Piękna Flora! ależ to znakomite, pani Kobzikowska Flora! muszę to puścić w kurs.
Kaczor z przerażeniem spojrzał na śmiejącą się do rozpuku damę.
— Pani — rzekł — intencya moja, to jest ściśle mówiąc wyrażenie, stosowało się do natury.
— Ależ ja o tem nie wątpię... Natura uposażyła ją obficie...
— Powtarzam pani, że miałem na myśli świat roślinny... kwiaty... to jest właściwie... ściśle się wyrażając, tak, kwiaty...
— Jakie kwiaty?