Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/178

Ta strona została uwierzytelniona.

karczmy, i gmina i sąd, a z pomiędzy lip starych, odartych już z liści, w górę wystrzela smukła wieżyczka kościelna — pozłacany krzyżyk na niej błyszczy i mieni się w łagodnem świetle mięsiąca na pełni, co zawiesił się wysoko na czystem gwiazdami usianem niebie i rozsypał promienie swoje blade po polach, ubielonych, po łąkach; rozsiał je niby srebrne nici między sosnami w lesie, ślizgał się niemi po zamarzłej powierzchni rzeki.
W chatach cicho — nigdzie światła, w jednej tylko karczmie czerwonawy płomyk lampki niewyraźnie mruga, zresztą nigdzie ruchu, nigdzie żadnego śladu życia.
Wartownicy z pałkami, w budzie swojej zakopani w słomę śpią, psy schroniły się pod zabudowania.
Za parę godzin, gdy na grzędach koguty piać zaczną, gdy księżyc trochę ku zachodowi swojemu odpłynie,, a stary zegar w kancelaryi gminnej czwartą godzinę wydzwoni, w chałupach ruch się zacznie.
Łuczywa błysną na kominach czerwonym płomieniem, żurawie studzienne skrzypną, baby i dziewki do kądzieli zasiądą, a gospodarze i parobcy otworzą obory, aby koło dobytku obrządek uczynić.
W półgodziny, może w godzinę późniéj, Grządzikowski się zwlecze z posłania. Kościół wielkiemi kluczami otworzy i w sygnaturkę na „Anioł Pański“ zadzwoni; późniéj, znów godzinę dwie przeczekawszy, miesiąc całkiem się schowa, a natomiast od zimowego wschodu słoneczna jasność zabłyśnie i rozleje się po świecie całym potopem wielkiej światłości; a wtedy już się we wsi ruch doskonały uczyni, po stodołach rozlegnie się łoskot cepów, w kuźni kowal pocznie młotem stukać, a ten i ów gospodarz sanie wyszykuje i szkapinę do nich zaprzęże. Interesów bo różnych na świecie jest dość... jednemu do miasta droga wypadnie, innemu do powiatu z podatkiem, to znów do lasu po drzewo. — Tam oto