Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/57

Ta strona została uwierzytelniona.

— A jeno pijany!! Nie taka moja głowa żebym się miał zara upić. Jeno pana pisorza naszego szanuję i chcę żeby wójtem ostał i jensze gospodarze też chcą. Pan pisorz ma grunt, co od Melcera kupił i taki je gospodarz obsiedziały jak i my. My chcemy pana pisorza i tylo! Krzycta chłopcy; Gamajda!
— Gamajda! wrzeszczał cały tłum zanosząc się od śmiechu.
— Ty gałganie, zawołał pisarz, ty łotrze! dlaczego mi ubliżasz, wiesz przecie, że ja się nazywam Kobzikowski.
— Kobzikowski?! odparł ze zdumieniem chłop, to pan pisorz Kobzikowski je?.. Tak mi Boże dopomóż, nie wiedziałem, sprawiedliwie żem nie wiedział. Pani pisarka zawżdy mówi na pana gamajda i ja myślałem że Gamajda. Dyć żona chyba najlepiej wie, jak się maż na przezwisko nazywa.
Z powodu tego intermezza wybory na kilka godzin przerwano.
Kobzikowski, ośmieszony, jako kandydat przepadł. Wybranym mógł zostać tylko dawny wójt lub sołtys.
Gdy się zebrano powtórnie, wyborcy mieli się rozdzielić. Zwolennicy dawnego wójta stanąć po prawej stronie drogi, — liberalni po lewej.
Nieszczęściem dla stronnictwa liberalnych, lewa strona była pozbawiona drzew, a słońce bez miłosierdzia piekło — wszyscy więc przeszli na stronę prawą, gdzie od kilku ogromnych topól cień padał.
Dawny wójt wybrany został prawie jednomyślnie.
Tak to w życiu narodów, częstokroć drobna napozór, nic nie znacząca okoliczność, zmienia karty historyi — cień przechylił szalę zwycięztwa, cień rozbił stronnictwo liberalne, cień wyniósł na godność wójtowską Sokoła.
Pani Kobzikowska dostała silnego ataku nerwowego i położyła się do łóżka.