Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/92

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkich wnętrznościów, on lezie do głowe, psuje głowe, on cały rozbójnik jest! No panie Onufry, wy mądry człowiek, powiedzcie wy, czy to nie jest prawda...
— Tedy, na ten przykład, prawda.
— Niby jak? zapytał Łomignat.
— A według markotności, że ona je jak robak...
— Może i robak... kto człowieka przeniknie?
— Wierzcie mi, moje kochane ludzie — nasze żydy to wiedzą. Uni wszystko wiedzą. W naszym Filipie siedzi teraz robak, ale my jego zaraz wypędzimy. Ja mam na niego sposób!!
— Pewnie wódka.
— Aj! wódka! wiadomo że wódka, ale jaka wódka! Dwa chłopy, to są dwa chłopy, ale kużdy inny. Jeden będzie Antek, drugi Wojtek. Tak samo i wódka. Jedna może być zwyczajna wódka, druga od robaka. Ja mam taką co od robaka jest. Ja jej nawet nie lubię sprzedawać, bo mnie samemu potrzebna, jak się broń Boże zmartwienie trafi, ale w takiej okazyi muszę was żałować. Czekajcie no Filipie, ja zaraz przyniosę.
Mendel wyszedł do sąsiedniej izby i po chwili powrócił, niosąc wielki gąsior napełniony jakimś zielonkowatym płynem.
— Ho! ho! zawołał Onufry, to coś osobliwego — zielone na ten przykład!
— Sprawiedliwie że zielone, potwierdził Łomignat.
— Ny, uno takie być musi, bo i same zmartwienie zielone jest.
— A dlaczego zielone?
— Ny, od żółci... a skoro one zielone, to i lekarstwo też trzeba zielone.
— Patrzcie-że!
— Co wy myślicie? Stare doktory tak powiadają... Sprobujcie no Filipie.