Strona:Klemens Junosza-Z papierów po nieboszczyku czwartym.pdf/29

Ta strona została uwierzytelniona.

się wyśpi... Teraz idź i manatki zbieraj, smyku, a jutro zobaczymy się.
Spadło to na mnie tak niespodzianie, że nie wiedziałem na razie, czy się cieszyć, czy smucić. Radowała mnie myśl o szkole, ale też i starych śmieci żałowałem. Od małego taką miałem naturę, żem się przywiązywał do ludzi. Organista był wcale niezły człowiek, organiścina, kobieta twardej ręki, ale miękkiego serca, dziad Marcin z kościami poczciwy, ludzie we wsi przychylni. Nie mówię już o księdzu, dla którego czułem cześć głęboką.
Żal mi było dobrych ludzi, żal stancyjki pod strychem, żal kościoła, w którym było tyle pięknych obrazów, a i organów też żal. Całą noc oka zmrużyć nie mogłem, a gdy nad ranem usunąłem, obudził mnie głos sygnaturki. Stary Marcin na mszę dzwonił. Oblałem głowę zimną wodą, ubrałem się