Strona:Klemens Junosza-Z papierów po nieboszczyku czwartym.pdf/79

Ta strona została uwierzytelniona.

niu uporządkować książki i drobne ruchomości i zaprowadzić w niem ład, do jakiego zawsze byłem przyzwyczajony.
Czynność ta zabrała mi kilka godzin czasu. Gdym ją skończył, poproszono mnie do dworu.
Sędzia, był to mężczyzna, co się nazywa okazały, wysokiego wzrostu, dobrej tuszy. Siwy już, miał poważny wyraz twarzy i długie, zawiesiste wąsy. Pani sędzina, szczupła i niewysoka, miała powierzchowność bardzo sympatyczną, a na twarzy jej malował się wyraz wielkiej dobroci.
Przyjęli mnie nietylko grzecznie, ale przyjaźnie i przyznaję, że to odrazu ujęło mnie za serce.
Wieczorem przyszedł proboszcz i przyjechał pan Dukszner, cichy jakiś człowieczym i bardzo mało mówiący. Jak się dowiedziałem później, był to bliski sąsiad pana sędziego i prawie codzienny gość. Miał on mająteczek o dwie wior-