Strona:Klemens Junosza-Z papierów po nieboszczyku czwartym.pdf/97

Ta strona została uwierzytelniona.

Pewnego dnia rano, gdym siedział w swojem mieszkaniu i czytał Horacego, Tupet wszedł do mnie, bez żadnej ceremonii.
Na zapytanie, ktoby był i czegoby właściwie sobie życzył, poruszył nerwowo wyższem ramieniem, zażył tabaki i rzekł:
— Dziwne, że pan mnie nie zna, ale to nic nie szkodzi. Czy to tak trudno się poznać?
— Zapewne.
— Że jestem żyd, to pan widzi.
— A tak, domyślam się.
— Że się nazywam Tobiasz Tupet, to zapewne we dworze wspominali. Czy nie?
— Masz pan słuszność.
— Że umiem grać cokolwiek w szachy i lubię rozmawiać z uczonymi ludźmi, to się pan wkrótce przekona. No, czy się teraz znamy, czy nie znamy?
— Ja pana Tupeta już znam.
— A Tupet znał pana jeszcze, zanim pan do Woli przyjechał.