Strona:Klemens Junosza - Śnieg w żniwa.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

płocie i tak rzewnie krakał, iż sam pan Mateusz wyniósł mu kawał mięsa i pomimo popełnionych łotrostw zupełną udzielił amnestyję.

........

W gorącej porze żniwa, jakoś na początkach Sierpnia, przyjechał z interesem sąsiad, również stary i siwy szlachcic, ogorzały, z dużemi białemi wąsami, a że się śpieszył, więc nie kazał wyprzęgać, tylko za węgłem domu w chłodzie stanąć.
Konie gryzły koniczynę, człowiek poszedł do kuchni, a staruszkowie zasiedli w tak zwanej „kancelaryi“ i gawędzić zaczęli.
Było też i o czem. Stara przyjaźń, stara znajomość, wiele przecierpieli razem, mieli też i wspólne chwile radości. To też gdy się zeszli czasem a puścili wodze wspomnieniom, to gawędzie nie było końca — i ten, co się tak bardzo śpieszył, ani spostrzegł kiedy słońce obniżać się poczęło.
Dnia tego była wprawdzie pogoda ale chmurki lekkie przeciągały po niebie, wiązały, łączyły się z sobą i coraz na dłużej lub krócej zasłaniały słońce.
Gospodarze oglądali się z trwogą na tych nieproszonych gości, na polu sierpy dzwoniły pośpiesznie, a fury obładowane snopkami, o ile ciężar pozwalał, jak najprędzej uciekały do stodół.
Już się staruszkowie nagadali dosyć o znajomych swoich i koligatach bliższych i dalszych, już druga butelka próżna pod stół poszła, gdy rozpoczęły się różne debaty i kwestyje polityczne.
Pan Mateusz, wielki zwolennik Anglii, oddawał jej Chiny i całą Azję prawie, pan Wojciech zaś nie pozwalał na to i protestował w imieniu Francyi przeciw tak niesłusznym zaborom.
Nie wiem na jakich warunkach byliby pokój zawarli i w jaki sposób urządzili nowy podział świata, lecz pertraktacyje przerwać się musiały, gdyż po za oknem mignął jakiś biały płateczek...
Panie Mateuszu! — krzyknął porywczy pan Wojciech — patrz no jegomość, toć to śnieg!!!
— Cóż znowu! przywidziało ci się, któż widział śnieg w Sierpniu? Wprawdzie pamiętam ja w Maju coś podobnego; nawet czterdzieści lat temu w Czerwcu, ale żeby w Sierpniu, jak żyję nie pamiętam! Nie to być nie może...
— Ale przypatrz-że się, pada, jak mi Bóg miły, coraz lepszy!
Istotnie białe płatki już nie pojedyńczo, ale dziesiątkami przelatywały po za oknem...
— Zabawne! — rzekł pan Mateusz — musiało się tam w górze oziębić... no, ale zawsze wolę to niż grad, przynajmniej zboża nie wytłucze.
To mówiąc nalał kieliszki.
— Muszę zapisać to w kalendarzu. Kiedyś może wnuki przeczytają, że taka oso-