już jegomości mówiłam; żebyś go komu darował, bo to nigdy temu końca nie będzie.
— Nic a nic nie rozumiem.
— No to czekaj, powoli, ja ci zaraz wytłomaczę. Właśnie byłam z Józefową w kuchni i smarzyłam konfitury... W tem zdaje mi się, że śnieg pada...
— A co! widzisz, że śnieg pada!
— Zaraz, zaraz, powoli — wychodziemy na dwór, śniegu nie ma, — ale z poza domu wyraźnie wiatr niesie jakieś białe płatki...
— Aha nie mówiłem? widzieliśmy płatki, białe jak śnieg...
— Idziemy tam — po za domem stoi bryczka pana Wojciecha.
— No tak — kazałem Kacprowi w chłód zajechać...
— Otóż na bryczce pana Wojciecha leży duża safianowa poduszka...
— Istotnie pani dobrodziejko, w moim wieku trudno sobie odmówić tej niewinnej wygody.
— A na poduszce faworyt mego małżonka...
— Jaki faworyt?!
— A któżby jak nie kochany twój kruk? ten taki poczciwy kochany kruk! którego dawno na suchej gałęzi trzeba było powiesić!
— Ho! ho! u jejmości to zaraz powiesić! — ale cóż on tam robił?
— Bawił się kochany ptaszeczek! rozdarł dziobem poszewkę i dalejże pierze na wszystkie strony rozrzucać... Kiedym z Józefową przybiegła już całą poduszkę wytrząsł...
Panowie spojrzeli po sobie...
— A jabym był przysiągł że to śnieg...
— No, no, nie dziwię się mój kochany, widzę żeście tu nie próżnowali... Po trzech buteleczkach mogła się zima przyśnić, tak... mogła i bardzo nawet — dlatego każę wam co kwaśnego na kolacyję zrobić... to znowuż lato będzie!
Ichmościowie skonfundowali się bardzo — pan Wojciech mniej mówił — i zaraz po kolacyi odjechał — a potem podobno babka strasznie dziadkowi zmyła głowę za to, iż głupi ptak tak go fatalnie wyprowadził w pole.
Kruk na długo łaski stracił, ale wypędzić się nie dał, póty krakał i skrzeczał, aż go napowrót do dawnych praw przywrócono...
Przed kilkoma laty wpadł mi w ręce stary kalendarz. Na owej kartce, której treść przytoczyłem powyżej, był ręką niewieścią dużemi literami zrobiony dopisek:
Takie ma dzieje „śnieg w żniwa“ i dobrze, że takie tylko, bo inaczej kto wie, czy Kozienice, a raczej ich mieszkańcy nie wyemigrowaliby naprawdę do Portugalii?...