Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/102

Ta strona została skorygowana.

— Ale co ja mam robić? Co ojciec każe, żebym robił? Ja się postaram.
— Chodź ze mną.
To rzekłszy, Imć pan Dawid wyszedł z budy i powoli, starając się robić jak najmniej hałasu, udał się w tę stronę ogrodu, z której, jak mniemał, wychodziły jakieś podejrzane szmery. Symcha szedł za ojcem, trzymając się jego kapoty. Doszli do samego parkanu i nie znaleźli nikogo.
Takich peregrynacyi odbył Symcha tej nocy jeszcze dwie, co mu się bynajmniej nie podobało...
— Proszę was — rzekł do ojca, — ja tego nie rozumiem... Czego my szukamy?
— Mówiłem ci już, że szukamy złodziejów.
— Kiedy ich niema...
— Nie masz bystrego umysłu; gdyby byli, nie potrzebowalibyśmy ich szukać...
— Ale kiedyż spać?
— Mało masz czasu w dzień?
Symcha nic na ten argument nie odrzekł, ale postanowił sobie, że w dzień spać nie będzie. Miał on swoje projekta i co rychlej pragnął do ich wykonania przystąpić.
Skoro tylko dzień się zrobił, nie czekając śniadania, pobiegł do synów Mendla.