Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/187

Ta strona została skorygowana.

— Pojechać łatwo, ale powrót możemy mu utrudnić. Ja mam na to bardzo dobre sposoby.
— Ja wiem; ale na co śpieszyć. Poczekajmy jeszcze trochę, może się co wyklaruje...
— Chcecie czekać, dopóki on znowu straszyć nie zacznie? Lepiej uprzedzić. Dlaczego on ma być pierwszy?... My będziemy pierwsi...
Ułożono, żeby jeszcze kilka tygodni czekać i zostawić wszystko tak, jak jest, — czas bowiem jest to dobry wspólnik, on przynosi radę.
Czekali więc — ale w tym razie czas nie był taki dobry, jak zwykle — i zamiast uspokojenia i rady, przeciwnie, coraz większe niepokoje przynosił.
Znalazło się kilku ludzi tak zawziętych, że nie zważając na pogróżki, nie obawiając się „ciężkiej ręki,“ zaczęli śledzić, badać, pytać, dowiadywać się, a tak się jakoś zręcznie brali do rzeczy, że na dobre ślady trafiali. Jakoż kilku młodych żydków, bardzo obiecujących chłopczyków, do kozy niespodziewanie wzięto.
Zaledwie ta wieść do Gansfedera i do Bielicy doszła, tegoż samego dnia nadbiegł goniec bardzo przerażony, spienionego konia osadził tuż przy małym szynku przy rogatce i wpadł do mieszkania Gansfedera jak kula.