Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/257

Ta strona została skorygowana.

Wiedzie Mendel w Bielicy żywot cichy, trochę z wódki, trochę z drobnego handlu czerpiąc dochody, lecz pociesza się nadzieją, że zebrawszy kapitalik, podwoi obroty, że poszuka sobie wioski ludniejszej, gdzie znajdzie więcej pola do rozwinięcia swych zdolności.
Imć pana Dawida Kaltkugla, rodziciela Symchy Borucha, niema już w Trzmielu i nigdzie go już niema na tym świecie. Zaziębił się, powracając z jarmarku, zachorował i po tygodniu cierpień przeniósł się do lepszego życia.
Stało się to niedługo po wyjściu Symchy Borucha na wolność. Jako najstarszy syn, Imć pan Kaltkugel stawił się przy łóżku chorego. Stary Dawid nie był jeszcze bez nadziei, doktor obiecywał nawet polepszenie. Pomimo tego Imć pan Dawid miał przeczucie śmierci, obojętnie przyjmował lekarstwa, a natomiast kazał sobie sprowadzić kilku nabożnych żydów i prosił ich, aby się modlili i czytali psalmy. Kiedy czuł się gorzej, rozkazał wszystkim wyjść ze stancyi i został tylko sam z Symchą Boruchem.
— Słuchaj — rzekł do syna — dni mego życia są skończone, lada chwila zamknę oczy moje na zawsze.
— Nie mówcie tak, ojcze, będziecie żyli jeszcze sto lat.