Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/64

Ta strona została skorygowana.

— On też nic nie znaczy — rzekł Imć pan Dawid surowo; — on jest tyle wart, co mucha, która łazi po ścianie; za niego grosza nikt nie da.
— Ale on jest bardzo ładny.
— Nie zaprzątaj sobie głowy takiemi myślami pustemi; czy on bowiem jest ładny, czy brzydki, tobie nic z tego nie przyjdzie. Wstawaj oto lepiej, czas w drogę.
— A daleko jeszcze?
— Jak się las skończy, zaraz będzie wieś Cygan, a potem znów trochę lasu, i Trzmiel. Tam zanocujemy, a jutro powrócimy do domu. Ja mam nadzieję, że w Trzmielu zrobię dobry interes.
— Co ojciec chce zrobić?
— Zobaczysz. Nie lubię mówić o tem, co nie jest zrobione; jak się zrobi, wtenczas...
Syn nie nalegał; myśl jego była tem tylko zaprzątnięta, aby jak najprędzej do owego Trzmiela dojść i położyć się, — wielkie albowiem zmęczenie nie tylko w nogach, ale we wszystkich członkach uczuwał.
Las się skończył, a za nim ukazała się wioseczka Cygan, przeprawa przez którą była ciężka, gdyż z każdego podwórka wybiegały psy kudłate, zażarcie szczekając. Imć panowie Kaltkuglowie, senior i junior, oganiali się