mysłowiec z korzystnym interesem mógł zabrać bliższą znajomość tak z panem Obełgalskim patronem, który był zapewne człowiekiem bardzo przyjemnym, jako też i z panią Windbeutel wdową, prawdopodobnie osobą bardzo miłą.
Nikomu jednak nie przyszło na myśl, że nieodżałowanej pamięci pan Windbeutel, oprócz nieutulonego żalu i 5,000 rubli gotowizny, pozostawił wdowie jeszcze pewien innego rodzaju kapitalik, który również był do natychmiastowego umieszczenia...
Tym kapitalikiem było zachwycające stworzenie o głosie srebrnym, włosach złotych, oczach szafirowych, i nosku zadartym do góry. — Jednem słowem była nim panna Krystyna Windbeutel, córka nieżyjącego Gotlieba i Eufrozyny z Łopatowskich.
Z tego wywodu genealogicznego łatwo można zaobserwować że panna Krystyna zawdzięczała swoją egzystencją wzajemnym afektom pięknego Germańczyka i zachwycającej Warszawianki. Skutkiem tej kombinacji uczuć i kapitałów otrzymała ona habrowe oczy po ojcu — a po matce ową fertyczność i zdolność eleganckiego ubierania się, dwa przymioty właściwe córkom grodu syreny.
Wszystkie te wdzięki w połączeniu z sumą 5,000 rubli, o której było wyżej, i najwyższą edukacją na jaką zdobyć się mogła korporacja pedagogiczna zwana szkolą dwuklasową żeńską przy ulicy Zapiecek, czyniły z panny Krystyny osobę miłą, wyedukowaną, posażną i zachwycającą.
Ojciec panny Krystyny przyjechał do Warszawy na skromnym wózku zaprzężonym w dwa psy kudłate i chude, mające w sobie podobno odrobinę krwi wilków Szwarwaldskich; — następnie oddał się z zamiłowaniem profesji rzeźniczej i byłby z pewnością wyjechał za granicę powozem, gdyby nie śmierć która przecięła nitkę jego żywota w samym środku.
Dzielny ten człowiek otoczony serdelkami, ruladą, polędwicami i połciami słoniny, byłby zostawił swej połowicy nierównie większy kapitał, aniżeli liche 5,000 rubli, gdyby nie sama kochana Fruzia, jego prawna małżonka.
— Słuchaj Gotlieb, mawiała do niego ta kobieta niesłychanej łagodności, ty o mnie nic nie dbasz!
— O — odpowiadał małżonek...
— Stary Speckseite, kupił swojej żonie zegarek, pani Blutwurst dostała atlasowy kaftanik, a tej starej babie naszej sąsiadce pani Fledermaus kupił mąż salopę tumakową, aksamitem krytą, aksamitem, czy słyszysz ty niedołęgo mówię ci wyraźnie ak-sa-mi-tem!
Temu ostatniemu wykrzyknikowi towarzyszyło tak silne tupnięcie nóżką, że trzy sznury serdelków spadły na ziemię...
Gotlieb podnosił spokojnie serdelki, a pani Fruzia ująwszy się pod boki pytała:
— Czy mam być gorszą od pani Fledermaus? co?...
— Kochany Fruzia... nichts kluci, odpowiadał nieoszacowany Gotlieb, masz sto rubla, i es wird aksamit sein.
Strona:Klemens Junosza - 5,000 Rubli.djvu/3
Ta strona została uwierzytelniona.