Strona:Klemens Junosza - Artykuł pana Wojciecha.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech go wszyscy...
— A ktoby się to był po nim tego spodziewał...
— Co takiego!... gadajcie?
— Podpisał się.
— Kto?
— No kto! przecież stoi wyraźnie, jak wół.
— Gdzie!?
— Ale, jak dzieci kocham, jak wół najwyraźniej: Wojciech Dymalski.
— Co podpisał?
— Ano, ten artykuł... i ktoby się spodziewał że to panie on!
Pan Jan zbladł...
Wziął gazetę do ręki, rzucił na nią okiem, a wyczytawszy podpis całego imienia i nazwiska, rzekł bardzo obojętnie i zimno:
— Tak, to nieźle napisane!
Od tej chwili, wbrew przypuszczeniom pana Wojciecha, w sercu ojca panny Małgorzaty zaczęło kiełkować ziarno nienawiści.
W całym powiecie zaś rozchodziła się sława pana Wojciecha, takiemi coraz większemi i większemi kołami, jak to na stawie rozchodzą się kręgi wzburzonej wody, kiedy chłopak zbytnik rzuci duży kamień na czystą, lustrzaną powierzchnię wody...
Czas ubiegał, zima już nadeszła, a pan Jan dla pana Wojciecha był tak zimnym, tak chłodnym, jak mróz, który na drzewa białe szaty szronu zarzucał.
Na pierwszej zaraz wizycie przekonał się o tem nieszczęśliwy korespondent i zdawało mu się, że na drzwiach dworu w Wierzbicy widzi ognistemi głoski wyryty napis:
Lasciate ogni speranza voi ch’entrate,
Trudno będzie ci dostać piękną Małgorzatę.

ROZDZIAŁ CZWARTY I OSTATNI.
W którym będzie rzecz o wpływie platonicznej miłości
na dziennikarstwo — i różne inne rzeczy.

Biedny on.
Kochał ją miłością zacną, uczciwą, czystą jak kryształ, a prawdziwszą niż sama prawda nawet.
Kochał ją do tego stopnia, że nie powiedział jej tego nigdy, przez co uczucie jego było dla niej zupełnie obcem...
Rzuciłby był do jej nóżek drobnych i życie swoje, i Świstuły Wielkie lit. C., i gniadą czwórkę, i wierzchówkę kasztanowatą bez feleru, i gdyby krwi jego dla niej było potrzeba, toczyłby ją tak obficie, jak studnia wodę toczy.
Chciał zdobyć dla siebie sympatyę jej ojca, i wziął się dla tego do pióra, które mu się z początku tak ciężkiem wydawało, iż o mały włos nie upadł pod jego ciężarem.
Pracował dnie i noce, przemyślał, przedumał, zamazał librę papieru, poprawił, przepisał i znów przemazał i znów przepisał i wydobył z tego esencyę samą, same rzeczy ważne i pożyteczne.