aż wreszcie głosem podniesionym rzucił w przestrzeń te słowa:
— Jeżeli teraz nie wiem czem jest świat i życie, to niech mnie djabli wezmą natychmiast!
Po dziś dzień nie zgłosili się oni jeszcze do niego, widać więc że mówił prawdę.
Szczęśliwy i dumny ze swego odkrycia, wyprostował się, poprawił czapkę na głowie i wyglądał w onej chwili jak Newton, co uderzowny raptownie w nos spadającem jabłkiem, odkrył prawo ciążenia.
Takich bohaterów jak pan Wojciech znajduje się w każdym powiecie kilkunastu.
Należą oni wszyscy prawie do tej poczciwej i zacnej klasy ludzi, co posiada piękną tradycyę i wąsy, jeździ wózkiem węgierskim i w czterdziestu pięciu wypadkach na sto, pisze rzodkiew przez ż, i żal przez rz.
Siedział on na swoim dwusto morgowym folwarczku, a tem się od sąsiadów wyróżniał, że był kawalerem dość już w lata zapędzonym, że głowa jego pozbywała się powoli tak zwanego bożego poszycia i że w sercu jego wrzało gorące i niekłamane uczucie ku nadobnej pannie Małgorzacie, pięknej, świeżej, malutkiej i okrągłej jak prawdziwa małgorzatka (gruszka).
Ludzie panu Wojciechowi podobni bardzo często kłamią w terminach zwrotu zaciągniętych pożyczek, w miłości jednak są solidni i pewni jak bank.
Lecz cóż począć w obec tej wielkiej i doświadczonej prawdy, że z jeżem ku psu, a złysiną ku niewieście nie przystępuj!
Cóż począć w obec nieubłaganych metryk, które mówią wyraźnie, że panu Wojciechowi już czterdzieści zim ubiegło, a pannie Małgorzacie zaledwie się dopiero dziewiętnasta wiosna przestała uśmiechać.
A obraz tej panny Małgorzaty głęboko tkwił w sercu naszego bohatera, w sercu, które pomimo dość podeszłego — jak na serce — wieku, nie wykochało się jeszcze i zachowało całą młodzieńczą potęgę. Nie przechodziło ono bowiem przez burze owych doświadczeń, prób, zawodów i rozpaczy, które dzisiejsze młode pokolenie zaczyna poznawać będąc jeszcze w gimnazyum.
I sądzisz zacny czytelniku, że kiedy na kartkach tej powiastki stanął urodzony Wojciech, kawaler i urodzona Małgorzata, panna, to już brakuje chyba tylko proboszcza, któryby ową urodzoną parę błogosławieństwem na dalszą wędrówkę życiową opatrzył?
Nistety, nie do stóp ołtarza, nie do krainy szczęśia i zachwytów, nie po drodze różami zasłanej sądzono było stąpać panu Wojciechowi od chwili w której przypadkowe zetknięcie się wróbli,