Strona:Klemens Junosza - Artykuł pana Wojciecha.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

że na niego czai się trzeci z tym samym zamiarem i tak dalej — od drobnego robaczka, od liszki która objada najpiękniejszą kapustę, aż do lwa w pustyni, do orła w górach, do człowieka nareszcie...
— »Na czem więc zadanie nasze polega?
«Na tem abyśmy sami łapali co się da, a strzegli się aby nas nie złapano.
«To jest zupełnie jasne.
W tem miejscu pan Wojciech przerwał.
«Ba! niby jasne, a niezupełnie jasne; religia uczy: kochaj bliźniego, jakże ja go będę kochał jeżeli mam na niego czatować i łapać!?
«Nie — odrzućmy na bok łapanie... zobaczmy kto nas łapie, kto się na mnie czai. Już go mam! Ekonom mój Kudłasiewicz, primo. Lecz ja mogę go kochać, a jednak nie dać się okradać.«
»Kto więcej?
»Trzeszczałkiewiczowa gospodyni, o ile wiem, także mnie podbiera — powinienem się więc pilnować, a przytem mogę ją też i kochać...
»Zaraz, czy kochać? nie, lubić — dobrze, lubiąc będę się jej strzegł...
»Kupiec z miasteczka orzyna mnie na cenach; czy kochać go? — a no, kochać, rzecz prosta, ale nie dać się okpić.
»Tak, tak, odgadłem, kochać się i nie dać się, oto filozofia całego życia...«
Z temi słowy pan Wojciech wszedł do pokoju i krzyknął aż się szyby zatrzęsły:
— Atramentu!
Na ten głos wpadła Magda, Kaśka, gospodyni i Jasiek.
— Co wielmożny dziedzic sobie życzy? pyta najstarsza urzędem osoba, to jest gospodyni.
— Atramentu!
— Kiedy nie ma, proszę pana.
— Jak to nie ma? nie kupiłem przeszłego roku?
— I być był, ale że go muchi do szczętu wypili.
Posłano do miasta po atrament, a skutkiem tej okoliczności nowy promień światła cywilizacyi w powiecie spóźnił się o godzin osiemnaście.

ROZDZIAŁ III.
O tem jak poczthalter w mieście Odrzykrowie posyłał
zepsute gazety do apteki na kuracyę.

Panna Małgorzata była prawdziwym typem wiejskiej dzieweczki.
Kto ich nie zna, tych miłych, wesołych, figlarnych stworzeń, wychowanych w cichej atmosferze ustronnego zacisza, niepretensyonalnych, nieskarykaturowanych przez dziwaczny a niesmaczny zwykle strój modny?
Zaprawdę, kto za rogatki miejskie nie wyjeżdżał, kto nie widział tych pełnych wdzięku i prostoty istot, kto nie miał sposobności zbadać tych serc dobrych, dusz jasnych i komu nie zdarzyło się widzieć rumieńców przelotnych na opalonych od słońca