Strona:Klemens Junosza - Bitwa morska na stawie.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ PIERWSZY.
W którym jest mowa o rozmaitych sposobach spania, o pocałunku ropuchy i strasznym dramacie pod stertą.

Bohater téj opowieści, był to człowieczek osobliwie namiętny do... spania. Połowę życia przepędził téż w rozkosznych marzeniach, — i utrzymywał, że gdyby nie było snu, niebyłoby życia, niebyłoby roskosznych chwil i słodyczy w gorzkiéj pielgrzymce doczesnéj.
— Niczego się tak nie obawiam, jak bezsenności — mówił — i gdyby kiedy powieki moje utraciły swą ołowianą ciężkość, która je nieustannie kłoni ku sobie, gdyby moje źrenice miały przez kilkadziesiąt godzin dziennie patrzéć na obrzydliwości tego świata, wówczas — oh, wówczas wpakowałbym sobie kulę w pierś zbolałą i ułożyłbym się własną ręką do spoczynku wiecznego.
Ba, to może i prawda, ale nie można było przypuszczać tego wypadku, gdyż błoga senność była nieodłączną towarzyszką „śpiącego Jasia.‘‘
„Śpiącym Jasiem“ nazywano powszechnie bohatera niniejszéj opowieści, a nazwa ta przyrosła do niego i stała się jednym z owych nieodłącznych od pewnych szczęśliwych osobistości przydomków.
W swoim czasie cała Warszawa znała młodego blondynka, pod pseudonimem „głupiego Walusia.“ Każdy posłaniec, każdy dorożkarz wiedział doskonale, że ów pan, jest to „głupi Waluś,“ ale jak się ten Waluś naprawdę nazywał, o tém było wiadomo tylko jego rodzinie, bliższym znajomym i skromnym pracownikom biur administracyjno-policyjnych, którzy z obowiązku niejako muszą miéć z nazwiskami do czynienia.
W podobném położeniu był i „śpiący Jasio“ w swojéj okolicy. Lada baba pieląca buraki wiedziała o tym przydomku, ale mało komu było wiadomém, że pod tém skromném mianem, ukrywa się Jaśnie Wielmożny Pan