— „Śpiący Jasio! zawołała głośno — i w jednéj chwili łzy ustąpiły, a serdeczny głośny śmiech rozległ się po pokoju. Więc to dla niego tak mnie mama stroiła?! cha! cha! cha! i śmiech rozłegał się po całym dworku, nie wróżąc zapewne dobrego przyjęcia Jasiowi.
Pan Piotr z otwartémi rękami przyjął swego przyjaciela, ucałował go sumiennie w obydwa policzki, i takąż samą owacyę uczynił „śpiącemu Jasiowi,“ który przebudzony ze smacznego spoczynku przecierał oczy i usiłował się uśmiechnąć.
Pan Piotr nie darmo przez lat czterdzieści i dwa czytywał codziennie całą porcyę polityki z Gazety Warszawskiéj, a studjując przez ten czas przeróżne wojny, przez jakie świat w półwiekowym okresie przechodził, poznał taktykę i strategję tak dokładnie, że czuł się bardzo i bardzo zdolnym do prowadzenia walk dyplomatyczno-taktycznych, chociażby na polu... stosunków rodzinnych.
Ażeby więc generałowi, w którego zdolności bardzo nie wierzył, ułatwić zdobycie fortecy, postanowił usuuąć z pozycyi korpus obserwacyjny i uniemożliwić mogącą nastąpić interwencję
W tym celu poprosił do siebie Stasia i — rzekł do niego ze słodko-dyplomatycznym uśmiechem.
— Mój Stasieczku! każ-no sobie osiodłać srokatego i pojedź do miasteczka do Judki, — pogadaj z nim o téj pszenicy co wiesz i każ mu, żeby przywiózł mi siedm par postronków, dwa garnce oliwy, głowę cukru i ze trzy arkusiki papieru listowego, tylko zwijaj się dobrze, bo mi bardzo zależy, żeby ten żyd pojutrze przyjechał.
— Z prawdziwą przyjemnością, kochany wujaszku, odpowiedział Staś — i po kwadransie pan Piotr z przyjemnością przypatrywał się przez okno, jak po drodze ku miasteczku pędził srokacz, jak wyciągał się i grzmiał kopytami, unosząc na swym grzbiecie Stasia i jego losy.
Ale z drugiéj strony pan Piotr tego nie widział, jak zanim jeszcze osiodłano srokacza, Staś był w leszczynowym szpalerze, że tam szeptał coś z Wandzią, że śmieli się oboje, i że odchodząc, Staś ją ścisnął za rączkę i powiedział:
— Bądź dla niego grzeczną i udawaj wesołą, ja tu będę niedaleko.
W salonie panowie Piotr i Paweł zajęci byli rozmową, matka czyniła przygotowania do świetnego przyjęcia, a biedny Jaś, co już dwanaście godzin oka nie zmrużył, siedział na zielonéj kanapce w kącie salonu obok Wandzi, która rozmawiając z nim nieustannie
Strona:Klemens Junosza - Bitwa morska na stawie.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.