Strona:Klemens Junosza - Bitwa morska na stawie.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

nie pozwoliła biedakowi zmróżyć oka ani na minutkę...
A kiedy widziała, że młody człowiek nie może zwalczyć senności, ucinała nagle rozmowę, czekając aż oczy jego naprawdę zamykać się zaczną... Wówczas szybko i nagle wołała srebrnym głosem:
— Panie Janie, budzę pana.
Jaś podniósł głowę natychmiast i zaczynał się usprawiedliwiać, że on wcale nie spał, tylko że się zadumał głęboko.
— Więc budzę pana z dumań.
— Aa! mówił Jaś, pani mnie budzi? a w jakim kolorze?
— W ciemnym.
Jaś spojrzał na Wandzię, i jakby przez sen wyszeptał:
— Bardzo — kocham...
— Arendarzowę z młyna — winszuję gustu.
— Ależ nie... doprawdy że nie... tylko ja myślałem...
Nie dała mu dokończyć.
— Chodź pan, rzekła, pokażę panu nasz ogród... prześliczne drzewa, owoce, tam na drugim końcu jest góra, a za górą ciągnie się staw, na którym bardzo często jeździemy krypą...
Jaś wziął za kapelusz i już miał wyjść, ale pan Piotr zaprosił go do towarzystwa i wmęczył w niego trzy kieliszki węgrzyna z zapleśniałéj i grzybkami porosłéj butelki.
Kilkanaście godzin niespanych, parę kieliszków starego wina, dobiło Jasia ostatecznie.
Wyszedłszy z Wandzią do ogrodu, zaledwie był w stanie prowadzić rozmowę, a figlarna dziewczyna tak go nieustannie zarzucała pytaniami, na które koniecznie odpowiadać musiał, tak żartowała z niego i śmiała się głosem srebrzystym, że zdawaćby się mogło, iż jest uszczęśliwioną i zachwyconą jego widokiem i towarzystwem.
Mrok już zapadał, kiedy Wandzia pobiegła ku domowi, — aby pomódz pani Piotrowéj w przyrządzeniu herbaty, a Jaś usiadł na ławce i odetchnął swobodnie...
Figlarna dziewczyna zrobiła na nim wrażenie, lecz wino i bezsenność również bez wrażenia nie przeszły — i także skutek swój wywarły..
Głowa ciążyła mu i opadała na piersi, oczy kleiły się, a Wandzia zarysowywała się w początku w kształtach wyraźnych, potém obraz jéj rozwiewał się niby jakiś obłoczek, potém... potém...
Potém Jaś zerwał się z ławki i poszedł przez aleję — walczył ze snem.
Idąc prosto przed siebie, doszedł aż do owego stawu, o którym wspominała Wan-