Strona:Klemens Junosza - Bitwa morska na stawie.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

Jan Janina Jankowski, przyszły dziedzic Jaśkowéj Woli, z przyległemi folwarkami Janowek, Janowczyk, Janki i Janowice.
Po najdłuższém życiu ukochanych rodziców cała ta Janowizna spaść miała na głowę ukochanego jedynaka „śpiącego Jasia,‟ który przespawszy szkoły i jakiś zagraniczny zakład naukowy rolniczy, powrócił pod rodzicielską strzechę i oddał się z zamiłowaniem pracy, nad wynalezieniem najwygodniejszego i najmilszego sposobu spania. Mój Boże! czego ten człowiek nie czynił, czego nie próbował? Sypiał w stodole, na słomie żytniéj, na pszennéj, na jęczmionce i owsiance, sypiał w wyce, w grochowinach, w tatarczanéj słomie. Probował spać w koniczynie, w lucernie, w rajgrasie. Pewnego razu zakopał się po same uszy w sieczkę; kiedyindziéj probował zdrzymnąć się w tatarczanych plewach, — wszystko to jednak wybrednego gustu i niesłychanie wielkich wymagać zadowolnić nie mogło.
W stodole, na wyżkach, w szopie i w ogóle we wszystkich zabudowaniach było przedewszystkiém duszno, powtóre nie brakło kurzu, a potrzecie, wysuszona słoma lub trawa kłuła w uszy i przerywała częstokroć w samym środku najrozkoszniejsze sny.
Probował więc Jaś szczęścia na świéżém powietrzu.
W ogrodzie pod cieniem rozłożystéj lipy, było jeszcze jako tako, ale komary cięły bez miłosierdzia — i pewnego razu olbrzymia ropucha przypuściła atak do Jasiowego nosa, który, powiedziawszy między nami, podobnym był bardziéj do ziarnka fasoli żółtawéj, aniżeli do prawdziwego nosa ludzkiego.
Zimny pocałunek ropuchy, stanowczo i raz na zawsze zniechęcił Jasia do sypiania pod cieniem lipy.
Druga próba wypadła jeszcze niepomyślniéj.
Było to wieczorem, złociste słońce układało się już do snu, łąka pachniała jak skład najpiękniejszych perfum, a z sąsiednich gajów na skrzydłach miłego zefirku dolatywało rozkoszne śpiewanie ptasząt, Obok łąki ciągnęło