Strona:Klemens Junosza - Bitwa morska na stawie.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cicho, cicho, Wojciechu! mówił, powoli weźcie się na prawo od łąki, a Michał niech mu zajedzie od grobli. — Ny! co to jest? ty Kuba, zgaś fajkę, bo wun może ogień zobaczyć i ucieknąć...
Kuba fajkę zgasił, flotylla manewrowała cichuteńko, Jankiel wydawał rozkazy szeptem.
Nieprzyjacielska łódź była już blizko. Wojciech pilnował ją z lewéj, Michał z prawéj strony. Nareszcie na głośny krzyk Jankla, obie łodzie przytarły mocno do niéj, i po trzech, lub czterech uderzeniach wioseł, zwycięzcy i jeniec przybili raptownie do brzegu.

— Co to jest?! krzyczał przestraszony Jaś, przebudzony raptownie ze snu najsłodszego, gdzie ja jestem?
— Nu, ty złodziéj! gdzie ty jesteś, to ty wiesz sam, a gdzie ty będziesz, to my tobie powiemy; — ty będziesz zaraz w kancelaryi u wójta, ja tobie wsadzę na kryminał, oddaj mi moje mąkę!
Nu Kuba, Wojciech! związać mu, temu złodziejowi z postronkami z łańcuchem...
Rozpoczęło się szamotanie. Jaś bronił się rozpaczliwie, ale pod przeważającą siłą uledz musiał, związano go postronkami, włożono na wóż, Kuba z ogromnym kołkiem tylko co z płota wyrwanym usiadł mu na nogach, czterech chłopów z drągami szło obok, a w arjergardzie jechał tryumfujący Jankiel na biedce, rozmyślając nad niezwykle pomyślnym skutkiem wyprawy, oraz nad tém w jaki sposób możnaby przyobiecany chłopom garniec wódki zredukować do trzech kwart...
Jaś tymczasem leżał na wozie i jęczał, prubował tłumaczyć się, ale go nie słuchano; mówił, że jest panem. Śmiano mu się w oczy, groził zemstą, odpowiedziano mu pogardliwém milczeniem..
Zdał się więc na wolę losów i jęczał.
Droga do wójta zamieszkałego w Piotrowicach prowadziła tuż obok dworu. Jankiel nie