Po jakimś czasie chory znów oczy otworzył i w źrenicach jego przymglonych, niby w tej lampie co dogasa, błysnął jeszcze promyk życia, może ostatni... Zdało się, że cała dusza tego człowieka zestrzeliła się w oczach, takie się stały one przenikliwe i wymowne...
— Synu mój, Wincenty, — odezwał się głosem dość mocnym, — brat twój wyparł się ojca dla głupiego honoru, dla pańskości jakiejś! wstydził się chłopskiego gniazda, chłopskiej chaty, pracy chłopskiej. Niech mu Bóg przebaczy, ale ty, dziecko moje, trzymaj się swojej wioski, roli i sukmany, utrzymaj ty uczciwy chłopski honor. Zapamiętaj to sobie, dziecko moje że nie wstyd, ale właśnie honor jest chłopem być i rolnikiem. Oddaję ci, synu, tę rolę, pracę przy niej i ten honor nasz — i niech ci Bóg błogosławi...
Jeszcze chciał coś mówić, ale że wysilił się zanadto, więc już nie mógł, wargami tylko poruszał, ręce na piersiach skrzyżował i gasnącemi oczami na obraz patrzył.
Zmiarkowali ludzie, że to już koniec, zapalili gromnicę, uklękli i modlić się zaczęli, i z tym szmerem pacierzy i z temi westchnieniami ciężkiemi, uleciał duch człowieka, o którym można powiedzieć, że był sprawiedliwy, że życia nie zmarnował, że prostemi chodził drogami i do ostatniej
Strona:Klemens Junosza - Chłopski honor.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.