Strona:Klemens Junosza - Chłopski honor.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

chwili obowiązek swój pełnił. Opisywać wam nie będę, jaki płacz, jaki lament w izbie powstał, skoro Wojciech żyć przestał. I synowa, i wnuczki, i nawet Wincenty, choć chłop dorosły, wszystko to wybuchnęło żalem wielkim, serdecznym, łzami gorącemi. Ocierali oczy i sąsiedzi, wzdychali biedniejsi, którym Wojciech nie raz z pomocą przychodził, i w całych Zagrodach stała się żałoba i smutek.
Zrobili białą trumnę z desek, nazajutrz wynieśli umarłego do kościoła, a potem po nabożeństwie odprowadzili go na cmentarz, gdzie spoczął w miejscu, które sam sobie za życia upatrzył i wybrał...
Smutno żałobnie jęczały dzwony kościelne, a głos ich rozchodził się daleko nad polem, łąkami, nad lasem, gdzie się echem między drzewami powtarzał; rozchodził się ten głos, rozpływał w dalekości, aż ucichł całkiem i ustał... i już tylko ptaszęta na cmentarzu nad świeżą mogiłą ćwierkały...

III.

A wówczas, kiedy w Zagrodach Wojciechowi Kalecie dzwony dzwoniły, o kilka mil ztamtąd na rozdrożu w karczmie, co ją Pohulanką zwano, pan Piotr Kalitkiewicz kuflem dzwonił i szklanicą, a pieniędzmi w kieszeni pobrzękiwał — bo mu się wiodło ogromnie.
Zwierz tak na przynętę i ryba na wędkę się nie bierze, jak głupi naród na obietnicę; byle kto miał wprawny język, a wyparzoną gębę, to już, gdzie tylko chce, głupiego zaprowadzi. — A pan Kalitkiewicz przemawiać umiał i pięknie, i do składu — i żaden strzelec, choć najlepszy, tak do zająca nie trafi, jak on do tych ludzi trafiać umiał...
Właśnie Pohulankę sobie za takie miejsce obrał, gdzieby się ludzie schodzili do niego, bo między lasami, na ustroniu leżała; mało kto przechodził lub przejeżdżał tamtędy, a to panu Piotrowi było na rękę. Tam mógł prawić swobodnie i bez żadnej przeszkody, tam też sobie całą kancelarję założył. Pomocnika miał w szynkarzu z Pohulanki, niemcu, który po okolicy jeździł i między ludźmi dziwne o tej Brazylji wieści puszczał. Czasem tu i Szmul z Zagród dojeżdżał i wszyscy trzej karty okrętowe sprzedawali, a Szmul kupował za bezcen rolę, bydło, sprzęty, całe gospodarstwa, od ludzi, którym za morze po wielkie szczęście było pilno. Jużcić, kto jedzie po brylanty, złoto i jedwabie, kto po niezmierne bogactwa sięga ręką, ten się nie będzie targował o marną krowinę lub szkapę, ale za byle co odda, aby tylko prędzej do swego raju się dostać. Tu też handel tak szedł, jak na wielkim jarmarku; Szmul i niemiec rady sobie dać nie mogli, więc sobie jeszcze z miasteczka kilku żydow do pomocy przyjęli... Kalitkiewicz, coprawda, w te handle się nie wdawał; on tylko za dobrą radę, za karty okrętowe brał od ludzi co mógł, a znów na każdego człowieka, co się ku granicy puścił, od Szmula brał zapłatę. Do granicy nie daleko było i tacy ludzie, co towary sekretnie przenoszą, podejmowali się przeprowadzać wychodźców nocami. Nie bardzo to bezpieczna była droga, bo można było kulką pod żebra dostać, albo w najlepszym razie do kryminału pójść, ale taki przemytnik nie pyta; onby za kilka rubli podjął się do piekła zaprowadzić.
Aż się kotłowało między ludźmi od tej Brazylji; gdzie się było obrócić — o niej tylko mówiono. Pytasz o kogo, to go albo już niema, albo się w drogę wybiera; istna jakaś warjacja na ludzi napadła. Jak owe głupie owce, co za baranem w ogień idą na oślep, tak i ten naród biedny, leciał tam, nie wiedząc gdzie i poco, na pewną swoją zgubę i nieszczęście. Przemawiali księża z ambon, ale to nic nie pomagało; obałamuconym ludziom zakazane jeszcze bardziej smakowało.
Przez kilka miesięcy dobrze pan Piotr kabzę nabił, a zmiarkowawszy, że policja na takich, co namawiają do Brazylji, ma oko, umyślił sobie w inne strony się przenieść i tam znów na głupich wędkę zapuścić... I byłoby mu się to udało, ale sam sobie zaszkodził. Posprzeczał się ze Szmulem przy obrachunku za owe biedne na zatracenie posłane istoty i pobili się nawet tak, że Szmul pół brody postradał, a Kalitkiewicz guza na czole nabił — i z przyjaciół wielkich stali się wrogami.
Piotr, jako już dobrze z tym swoim nowym fachem obznajmiony, nie chciał współki nadal ze Szmulem utrzymywać, wolał się zapoznać z głównym ajentem niemcem, co za granicą siedział i tam na