Strona:Klemens Junosza - Chłopski honor.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.
IV.
...ku Zagrodom wlókł się człowieczyna.

W chacie na skraju w Zagrodach Wincenty sam po śmierci ojca gospodarzył. Wiodło mu się dobrze we wszystkiem, ludzie go szanowali, na ławnika wybrali do sądu, a chociaż młody, ale jako stateczny, piśmienny i oświatę mający, a na dobre jej używający, dla całej wioski był jakby opiekunem i doradcą. Nawet starzy gospodarze nie wstydzili się pytać Wincentego o radę i przychodzili do niego w różnych sprawach, on zaś uczynnością wielką, grzecznością, dobrem słowem, które dla każdego miał, tak ludzi sobie ujmował, że w ogieńby dla niego poszli. Jako się rzekło, na ławnika okrzyknęli go jednozgodnie, do dozoru kościelnego także, a gdy budowali szkołę pod okiem gospodarzy, na głównego dozorcę zaprosili Wicka Kaletę. Gdzie tylko co ważniejszego, gdzie taka rzecz, do której trzeba uczciwości a głowy — wszystkie się oczy na Wincentego zwracały, a nietylko sąsiedzi włościanie, ale i panowie urzędnicy i księża, szanowali go i nikt o nim nie powiedział inaczej, jak „honorowy chłop”. Godzien on był istotnie tego miana i wolę umierającego ojca spełniał, jak syn uczciwy. Był to, co się zowie, gospodarz, człowiek, obywatel, i nie wywyższał się nad drugich z tej odrobiny nauki, jaką posiadał, ale owszem zniżał się do tych, co biedniejsi, co ciemni: podnosił ich, umacniał w dobrem, na poczciwą drogę naprowadzał. I nie tyle ten człowiek słowami czynił, bo nawet małomówny z natury był i dobrze każde słowo zważył, nim je wypowiedział — ale przykładem własnym dobre krzewił. Najbogatszy gospodarz we wsi, chociaż i parobka sobie trzymał, jednak chodził za pługiem i broną i obrządzał dobytek, tak jak biedak na trzech morgach siedzący; a nie robił tego dla chęci zysków, ani dla chciwości na grosz, ale potrzebował pracy; obejść się bez niej nie umiał.
Wiodło mu się też doskonale; wdzięczna ziemia rodziła, dobytek się mnożył, majątek wzrastał. Żonę miał Wincenty do-