Różnie to tam przemawiano, pięknie i wymownie, i nawet jeden z mowców rozpłakał się jak baba. Wypadało też oczywiście zabrać głos i mnie. Odchrząknąwszy i otarłszy wąsy, palnąłem gorącą oracyę, dziękując rodzicom za Zosię — w końcu tak rzekłem:
— A teraz słówko jeszcze. Obiecałem Jasiowi czwórkę do ślubu... Patrzcie państwo, stoi przed gankiem czwórka owa, zaprzęgnięta do wozu... Nie skłamię, gdy powiem, że w całej okolicy drugiej takiej dzielnej fornalki nie znajdzie. Konie młode, doskonale dobrane, wóz tylko co wyszedł z rąk kołodzieja i kowala — i jest bez zarzutu. Mojem zdaniem jest to najwłaściwszy powóz dla gospodarza na niewielkiej fortunie. Nie świeci się on i nie błyszczy, ale też i żydzi na nim nie siedzą i miejsca próżno nie zabiera, gdyż w gospodarstwie przyda się do każdej roboty... Jeżeli komu mój pogląd wydaje się dziwacznym, to proszę zapytać o zdanie panny młodej, niech ona to rozstrzygnie.
— Wujaszek ma zupełną słuszność — odpowiedziała panna młoda — a ja z prawdziwą przyjemnością powrócę z kościoła drabiniastym powozem pana Jana...
Uważałem, że Jasiowi było trochę przykro, żem mu prawdziwego powozu nie kupił, alem mu rzekł:
— Słuchaj chłopcze, powóz kosztowałby cztery razy tyle co ten wóz i fornalka... weź różnicę i użyj na gospodarstwo, a jeżeli z głupstwem się nie wyrwiesz, w powozy zabawiać się nie zechcesz, to zaręczam ci, że po mojej śmierci będziesz miał czem oczy obcierać.
Wesele odbyło się bardzo wesoło. Jaś z żoną żyje szczęśliwie, jeżdżą bryczką, a jeżeli chcą mi wielką zrobić przyjemność, to do mnie w odwiedziny przybywają „ślubną czwórką.”
Opinia zaściankowa bierze ich na zęby — i powiada, że łatwo jeździć wozem, gdy z drabin sukcesya wygląda...
Niech sobie mówi, co jej się podoba.