Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —
oknie mego zacnego proboszcza, z brzytwą w ręku i z twarzą namydloną.
Ha, piekło! piekło! kiedyż koniec moich zawodów nastąpi? kiedyż ujrzę prawdziwą hrabinę... Proboszcz odmawiał pacierze — a jam sądził, że to ona mi się kłania... zażywał tabakę — jam mniemał, że ona przesyła mi rączką pocałunek namiętny — na mydlił twarz — a ja to wziąłem za bladość ze wzruszenia — golił się, a ja, ja, Don Kiszot, sądziłem, że to jakaś tragedya miłości ma się zakończyć krwawo...
Smutno mi — nie dla tego, że rodziłem się w Sochaczewie, ale dla tego, że mam serce gorące... i jestem jak ów piec bez luftu, co się własnem ciepłem niszczy i pęka.