cmentarzu i wnuczka, prawdziwy cherubinek o szafirowych oczach i włoskach złotych jak promienie wschodzącego słońca.
Miła ta istotka przychodziła często do dziadunia, siadywała na jego kolanach, a szczebiotem swoim przypominała ptaszynę.
Czy mogło być co piękniejszego nad obraz tych dwojga istot!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Otóż, zacni słuchacze, pozwólcie, że wam przedstawię teraz ten sam sztuk na inny manier i postaram się o skreślenie próbki naturalistycznej formy opowiadania...
„Pomiędzy łączącemi się z sobą ścianami oficyn było podwórze.
Mury podstęplowane w niektórych miejscach i osłabione skutkiem starości, mogły lada moment runąć.
Pomiędzy murami rosło jakieś zielsko, którego mdły kolor, w zestawieniu z żółtą barwą murów, przypominał jajecznicę ze szczypiorem.
Po gałęziach skakały wróble, w powietrzu dawała się czuć ostra woń karbolu, pomieszana z wyziewami rynsztoka.