Strona:Klemens Junosza - Drobiazgi.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.
138

oko, przypinane łydki. Ubierał go i rozbierał nie lokaj — ale specyalnie do tego trzymany mechanik z Berlina, gdyż ten jeden tylko wiedział gdzie, jaką szrubkę przykręcić, gdzie taką lub owaką sprężynę założyć. Zresztą hrabia był to bardzo godny człowiek, zwłaszcza kiedy nie mówił o polityce i o swojej zwichniętej karyerze dyplomatycznej.
Pani hrabina była więcej zajmująca, raz ze względu, iż prawdopodobnie nie miała tylu rzeczy przyprawnych, powtóre, że była arystokratką z przekonań. Pochodząc ze skromnej rodziny Pępuszków, weszła w stare gniazdo arystokratycznego rodu, i odrazu stała się bardziej dumną, niż najstarsi przedstawiciele kastowego konserwatyzmu. Na biletach wizytowych miała napisane: „née de Pimpouchec,” i lubiła mówić o starej szlachcie bretońskiej. Ludzi traktowała z góry, chociaż z pewną wyniosłą uprzejmością; do pana Boga odzywała się często, ale zawsze z zachowaniem pewnych form światowych, z aksamitnego klęcznika, z książki oprawionej w kość słoniową.
Pejzany (gdyż tak nazywała wieśniaków) w prostocie ducha zwali ją „drabi-