Strona:Klemens Junosza - Drobiazgi.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.
142

— Możesz pan odejść, rzekła pani hrabina.
— Bądź co bądź, pozwoli pani się przekonać, że to wszystko jest przywidzeniem.
— Za nic w świecie. Umarłabym, zobaczywszy stracha.
— A skądże pewność, że go pani zobaczy.
— Czyż nie chodzi po całych nocach po górze, nie depcze, nie jęczy, nie ciągnie za sobą łańcuchów, i myślisz doktorze, że to ja tylko słyszę — słyszą także guwernantki, słyszy moja panna i Żolka niepokoi się przez noc całą.
— Przepraszam panią, kto jest Żolka?
— Ach, to najlepsze ze stworzeń — moja suczka.
— Wszakże dla zdrowia i spokojności pani koniecznie potrzeba zajrzeć strachowi w oczy — czuwajmy dziś wszyscy.
— Chyba, że wszyscy — ale i ty doktorze nie odstąpisz nas ani na chwilę.
— Czyż to nie jest jednym z najmilszych obowiązków lekarza, czuwać nad swoją pacyentką?
— Och, staruszku! — rzekła z uśmiechem i pogroziła mi palcem.