Strona:Klemens Junosza - Drobiazgi.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.
150

storya uczy, zjadł raz salaterkę pawich języków z rodzynkami...
Smutno mi, sam jestem — któż mi zabroni sprowadzić na papier najpiękniejszą damę, choćby naprzykład jaką margrabinę de Saint-Cliquot, albo baronową von Szwarzwalderoberförstertöchterlein, rozpatrywać się szczegółowo w jej wdziękach, w szczegółach toalety, od trenu wlokącego się za nią, aż do koronek i batystów okrywających jej białe, zaokrąglone ramiona. A pieniędzy żądam! któż mi zabroni udać się myślą do kalifornijskich kopalni, lub do domu jakiego europejskiego bankiera? Mogę mu nawet bezkarnie wykraść jedyną córkę i ofiarować ją pierwszemu lepszemu mazgajowi, którego podoba mi się wynieść do godności bohatera...
Powiedziałbym, że autor to król... in partibus infidelium (bo mu nikt nie wierzy); w krainie fantazyi panuje samowładnie i co dziwna, nie stacza walk o terytoryum z innemi podobnemi mu kacykami, chociaż się tam z nimi częstokroć spotyka.
Kiedy czasem robię w cichości ducha obrachunek sumienia, to widzę, żem bardzo dużo w życiu swojem uczynił. Ożeniłem