Strona:Klemens Junosza - Drobiazgi.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.
18

do domu, bogaty w notatki i w głód... istotnie jeść mi się chciało jak psu.
Dano mi coś przekąsić, a kieliszek wina jeden, drugi i trzeci, rozjaśnił mi w głowie o tyle, że zrobiwszy pięć omyłek w regestrze pomiarowym, uczułem potrzebę wyjścia na świeże powietrze i wystawienia spracowanej głowy na chłodzące podmuchy wieczornego wietrzyku.
Błądziłem po dużym ogrodzie; chodziłem w około trawników, oddychałem świeżem powietrzem, zapuszczałem się w cienisty szpaler lipowy, który wieczorem wydawał się niby długi i ponury korytarz starożytnego klasztoru.
Uległem rozmarzeniu i znowu nieposłuszna myśl puściła się na wędrówki.
W kącie ogrodu błysnęło światełko... Wychodziło ono z okna pokoiku, zajmowanego przez guwernantkę i rzucało złotawą smugę na przysadziste krzaki agrestu i na potworne dynie, co rozsiadły się na grzędach, niby poważne matrony na kanapach podczas tańcującej herbatki.
Guwernantka i geometra! Czasem spostrzegałem pewną nić sympatyi łączącą te istoty. Mój przyjaciel Łańcuszkiewicz wy-